Zgińcie z oczu bogactwa

Zgińcie z oczu bogactwa, za nic złote góry
C F G C
Serce się was nie chwyta, obłudne pozory:
C F G C
Nie jesteście mi łakome,
G C
Betleemską wolę słomę,
G C
i kącik obory.
F G C

Tam szczęśliwe ubóstwo, tam nędza bogata,
Niebo z skarbów obdziera i z Bogiem się brata:
Ile Bóg jest w sobie drogi,
Tyle mają te barłogi,
Ta bydlęca chata.

Słyszę miłe śpiewanie, Anielskie kapele,
Komuż niebo wygrywa tak radosne trele?
Być to musi że wesoło,
Przy ubóstwie stawia czoło,
Bóg mój w ludzkiem ciele.

Cóżeś znalazł jedyny Boski Synu w żłobie?
Czem cię ziemia daruje ulubionem tobie?
Czego niebo nie szafuje,
Znalazł czem się kontentuje,
W najuboższej dobie.

Z nieba zstąpił skwapliwie dla ludzkiej zdobyczy,
Niedostatek z niedolą w zysku swoim liczy:
A na zastaw stawia Bóstwo,
Aby w skarbie miał ubóstwo,
W niem samem dziedziczy.

Na cóż ludzie niebaczni utarczki jak w boju,
O doczene bogactwa toczycie do znoju?
Uczy dziecię z nieba dane,
Że ubóstwo szacowane,
W lepszym stawią stroju.